Goszcząc w Polskiej Misji Katolickiej w Maciaszkowie pod Buenos Aires, Ojciec Olaf zaproponował nam wyjazd do Lavallol do pani Krystyny Szuby. Byliśmy bardzo ciekawi tego kontaktu, bo wiedzieliśmy, że pani Krystyna przybyła do Argentyny 60 lat temu, a wcześniej losy jej życia były niesamowite. Jak wielu naszych rodaków mieszkających na wschodnich rubieżach II Rzeczpospolitej została przewieziona do sowieckich łagrów i z całą rodziną została zesłana na Sybir. Gdy generałowie: Sikorski wraz z Andersem zaczęli tworzyć polską armię, cała jej rodzina wyruszyła w bardzo daleką i usianą niebezpieczeństwami drogę. W czasie tej wielomiesięcznej tułaczki po Związku Radzieckim dwóch małych braci pani Krystyny zmarło w Uzbekistanie, a ona bardzo ciężko chorowała na szkorbut, była sparaliżowana. Panował niewyobrażalny głód, dzieci do jedzenie otrzymywały 400 gramów chleba. W czasie krótkiego lata dietę można było wzbogacić o zebrane w lesie jagody i grzyby. Przy zbiorze malin, jak wspomina pani Krystyna, trzeba było być szybszym i sprytniejszymi od niedźwiedzi. Pierwszą komunię świętą przyjęła od biskupa Gawliny, który odwiedzał polskie rodziny w Związku Radzieckim i płakał nad ich losem.
Wszyscy Polacy uciekający ze Związku Radzieckiego byli transportowani statkami przez Morze Kaspijskie do Persji. Tu czekało ich inne życie, dostali nowe ubrania, a także znacznie większe i urozmaicone porcje żywieniowe, dostali podstawową opiekę medyczną. Co najważniejsze, mała Krysia odnalazła swoich najbliższych: matkę i siostrę, od których ze względów zdrowotnych była oddzielona u Sowietów. Razem pojechały do Teheranu, a stamtąd do Basry, gdzie załadowano je na statek i wywieziono do Indii. Tu spędziły rok, statkiem z Karaczi popłynąć na kilka kolejnych lat do Rodezji. Tu założono polskie osiedle, w którym mieszkały kobiety z dziećmi oraz starsi mężczyźni, którzy nie nadawali się już do służby wojskowej. Schronienie znalazło tu ponad dwa tysiące naszych rodaków. Połowę z nich stanowiły dzieci. Powstała polska szkoła, utworzono polskie harcerstwo, a Krysia jako najstarsza dziewczynka została drużynową, a później hufcową. Przez lata prowadziła swój dziennik, który poniżej, za zgodą pani Krystyny, prezentuję.
Po zakończeniu wojny i demobilizacji żołnierzy z II Armii generała Andersa, ojciec pani Krystyny wyemigrował do Argentyny i ściągnął tu swoich najbliższych. Od maja 1948 roku, kiedy przypłynęła holenderskim statkiem do Buenos Aires, swoje losy związała na stałe z Argentyną. Tu założyła rodzinę, tu przyszły na świat jej dzieci i wnuki.
Sięgając pamięcią wstecz pani Krystyna najmilej ze swojego życia wspomina lata spędzone w Afryce, było tu schronienie przed wszelkimi wcześniej spotykanymi niebezpieczeństwami, byli najbliżsi: matka i siostra. Był polski patriotyczny duch i wychowanie.
Dziś pani Krystyna jest dumna, że od dwóch prezydentów dostała wysokie odznaczenia państwowe, ale nie jest w stanie zrozumieć dlaczego odmawia się jej przyznania obywatelstwa polskiego. Ja też tego nie rozumiem, ale mam szczerą nadzieję, że ktoś nad Wisłą w końcu ruszy głową i zdąży oddać pani Krystynie to, do czego ma pełne prawo.
Jarosław Fischbach
+mini.jpg)
+mini.jpg)
+mini.jpg)
+mini.jpg)
+mini.jpg)
+mini.jpg)
+mini.jpg)